sobota, 4 maja 2024

Wiedeń i dolina Wachau - dzień 4

Dzień zacząłem dość wcześnie od wykorzystania ostatniej możliwości biegania po ogrodach Schoenbrunn. Przy okazji znalazłem rzekome źródło od którego wzięła się nazwa pałacu. Spotkałem też intersującego ptaka (dzięcioła?), który bawił się ze mną w chowanego uciekając po obwodzie drzewa.




Po śniadaxniu wykwaterowaliśmy się z hotelu i pojechaliśmy do malowniczego regionu Wachau, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, gdzie podróżowaliśmy wzdłuż Dunaju, winnic, sadów morelowych i malowniczych, średniowiecznych miasteczek. Znajdują się tu żyzne gleby lessowe, a sama historia winnic sięga czasów Cesarstwa Rzymskiego. Legioniści przy wstępowaniu do armii mieli obiecany przydział pół litra wina dziennie i dla stacjonujących tu oddziałów nie opłacało się go wozić z Italii - zaczęto je produkować właśnie tutaj. Lokalne wina wytwarzane są z dwóch szczepów - popularnego Rieslinga i endemicznego Gruener Veltliner. Piliśmy oba i Veltliner zdecydowanie wygrywa. Jest mniej kwaśny i troszeczkę słodszy. Oba wina są oczywiście białe oraz wytrawne. Okolica słynie też z wyrobów z moreli, z tego co zauważyliśmy, głównie z alkoholi. Popularnym napojem jest trzw. "pijana morela" czyli pół moreli zanurzone w mocnym alkoholu.







Zwiedzanie zaczęliśmy od barokowego opactwa Benedyktynów w Melku, o którym pisał Umberto Eco w powieści "Imię Róży". W opactwie znajduje się m.in. muzeum ilistrujące historię życia św. Benedykta, twórcy Formuły Benedyktyńskiej (znane "Ora et labora"), a także wiele relikwii, w tym św. Jana Chrzciciela, Krzyża Świętego oraz ciało św. Kolumbana. Jest tu też najstarszy krzyż z pierwszego kościoła w Wiedniu z 1220 roku. Zaskoczył nas przenośny brewiarz dla mnichów wielkości 4x4x4cm zapisany ręcznie. Niestety we wnętrzach opactwa obowiązuje ścisły zakaz robienia zdjęć, którego jednak nikt nie potrafił nam uzasadnić. Pozwoliłem sobie zatem uwiecznić na zdjęciu chociaż ciekawą bibliotekę. Wnętrze muzeum oraz imponującego kościoła św. Benedykta pozostaną jednak tylko w naszej pamięci.










Następnie wybraliśmy się w podróż statkiem po falach modrego Dunaju, której celem było miasteczko Dürnstein, gdzie znajdują się ruiny zamku i fragmenty murów średniowiecznych wraz z najstarszą bramą. Tam zjedliśmy też obiadokolację w restauracji składającą się z gulaszu wołowego i klusek ziemniaczaneych a na deser sztrudel morelowo-serowy z lampką lokalnego wina. W zamku na szcycie wzgórza przetrzymywany był Ryszard Lwie Serce pojmany przez Leopolda V w trakcie jego podróży na jedną z krucjat. Okup miał wynosić nawet 20 ton srebra, które pozwoliło mocno rozwinąć ten region..




















Na koniec wycieczki spędziliśmy też 30 minut w miasteczku Krems, gdzie kilka osób zdążyło zrobić zakupy spożywcze i załątwić potrzeby fizjologiczne. Okazuje się, że wiedeńczycy przyjeżdżają do tego małego miasteczka ze względu na szeroką ofertę kulturalną (koncerty, wystawy) oraz kierunki studiów, których w Wiedniu nie ma (np. "zarządzanie szpitalem").











To niestety koniec naszych przygód austriackich, przynajmniej w ramach tej wycieczki.