środa, 20 września 2023

Tureckie historie - dzień 6

Dzisiejszy dzień był absolutnie niesamowity. To głównie dzięki dodatkowej atrakcji, którą wykupiliśmy małą grupką osób za 140 EUR od łebka. Był to przelot balonem nad tarasami Pamukkale o wschodzie Słońca. Nie da się tego oddać słowami, filmami, czy zdjęciami. Wzbudziło w nas to takie emocje, że zapomnieliśmy, że nie jedliśmy śniadania. Mam wrażenie, że wszystko zapomnieliśmy. Było to po prostu piękne. Ze względu na wysokość i płomienie palnika wydawało się niebezpieczne, ale ruch balonu był tak płynny, że uspokajał nas całkowicie.













Ostatni dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Hierapolis i tarasów wapiennych Pamukkale. Hierapolis było w czasach rzymskich i bizantyjskich znanym uzdrowiskiem. Chyba było też siedzibą łowców skór, skoro zaraz obok znalazła miejsce największa nekropolia w Azji Mniejszej. 

Pamukkale (czyli "Bawełniany Zamek") powstało w wyniku wydobywania się na powierzchnię wody z 17 źródeł termalnych o temperaturze od 35 aż do blisko 100 stopni Celsjusza. Woda ta spływa w dół pod zboczu góry, pozostawiając po sobie wapienne osady i tworząc tarasy. 

Wykąpaliśmy się z Paulą w basenie Kleopatra (rzekomo ona sama się tu kiedyś kąpała - jasne). Basen był pełen ciepłej wody ze źródeł Pamukkale nasyconej mocno wapniem. Sama niecka basenu była dość ciekawa, bo wysypana drobnymi otoczakami i wypełniona fragmentami marmurów z ruin Hierapolis. Niezbyt wygodne i bezpieczne do poruszania się, ale wrażenia sensoryczne były ciekawe. Mniej ciekawe natomiast były wrażenia sensoryczne ze spaceru po tarasach Pamukkale. Trzeba poruszać się tam na bosaka, a tarasy pełne są drobnych kamyczków wbijających się w stopy oraz śliskich glonów pokrywających gładkie zaokroglone osady wapniowe. Istny tor przeszkód, choć bardzo ładny.

Zwiedziliśmy też amfiteatr, najstarszą nekropolię w Azji mniejszej oraz muzeum Hierapolis.

















Teksty dnia naszej pilotki:
  • Bezrobotniczy (bezrobotni)
  • Tam na samym wyżej
  • Wyciorem (wieczorem)
  • On gra na filecie
  • Cesarz funduszował tę drogę
  • W Turcji trudno opiekać dzieci


Tureckie historie - dzień 5

Piąty dzień naszej wycieczki poświęciliśmy głównie na podróż w kierunku Pamukkale. Po drodze zaliczyliśmy kilka postojów na stacjach benzynowych na siku i jeden na mandat dla naszego kierowcy za przekroczenie prędkości o 15 km/h. Polak zawsze pomoże jak zobaczy jak komuś dzieje się krzywda i zrobiliśmy zrzutkę po 1 EUR po całym autokarze, żeby kierowca nie odczuł tego mandatu. Co prawda nie wszyscy się zrzucili, ale gest został zauważony. 

Po 7 godzinach jazdy z Bursy dojechaliśmy do kolejnego bufetu za 10 EUR z jedzeniem podobnej jakości jak we wcześniejszych. Nie obyło się też bez wysysania gotówki z biednych Polaków. Pani przewodniczka zaprosiła nas na pokaz mody oraz zakupy w sklepie z odzieżą skórzaną. Miły pan właściciel po polsku wytłumaczył nam, że dzięki temu, że nie musi płacić za logistykę, może sprzedać nam te skóry 60% taniej. Da nawet do tego certyfikat (to już standard jak z biżuterią). Szyje tylko z jagnięcej skóry, która jest mocna i nie śmierdzi jak skóra ze świni. Ostatecznym argumentem miał być fakt, że jedną z pokazowych kurtek szyje dla Armaniego. Chyba część grupy uwierzyła w te bzdury i 3 osoby nie miały oporów, żeby kupić ciuchy przecenione z 1500 EUR za 900 EUR.



Po straceniu jakichś 2 godzin wycieczki w sklepie kolejnego oszusta udaliśmy się do ruin starożytnego miasta Laodycea. Było to duże miasto położone na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych. Słynącym z handlu czarną wełną. Świątynia znajdująca się w Laodycei to jeden z najstarszych kościołów chrześcijańskich na świecie, gdyż jego budowę datuje się na czasy panowania Konstantyna Wielkiego czyli na pierwszą połowę IV wieku n.e. W Apokalipsie Świętego Jana występuje jako jeden z Siedmiu Kościołów. Mieliśmy tu incydent międzynarodowy, ponieważ chcieliśmy zrobić zdjęcie jednej z kolumnad. Jednak przez bite pół godziny była ona zajmowana przez grupę Koreańczyków robiących tam różne dziwne wygibasy. Postanowiłem zareogować - poprosiłem grzecznie po angielsku fotografa, żeby udostępnił nam zabytek dosłownie na kilka sekund i usunął grupkę z kadru. Poprosił o czas dla 2 osób, po czym zaczął fotografować kolejne. Ponownie poprosiłem go o czas. Zaczął się na mnie wydzierać, grupa włączyła się do ożywionej dyskusji, a facet specjalnie zaczął nam wchodzić w kadr. Pewnie przez to, że jedna uczestniczka naszej wycieczki robiła mu to samo. Awantura na całego i typ nie ustąpił. W końcu cała nasza grupa odeszła stamtąd na tarczy. Koreańczycy są równie bezczelni i samolubni co Chińczycy.









Po odwiedzeniu Laodycei udaliśmy się do hotelu po dordze odwiedzając park z widokiem na tarasy wapniowe Pamukkale. 




Wieczorem czekała nas jeszcze jedna piękna atrakcja, czyli pokaz tańca Wirujących Derwiszów. Tego nie da się opisać, jest to po prostu przepiękne i niesamowicie relaksujące. Nie wolno nam było robić zdjęć podczas samej ceremonii, jednak po niej tancerze wyszli na chwilę, żeby nam się zaprezentować.