Po wczorajszej zamrażarce/trzęsawce bolą mnie wszystkie stawy, więc dzisiejszy dzień poświęciłem na regenerację i zwiedziłem kawałek Estepony.
Na początek wybrałem się do Orchidarium. Władze Estepony mają na tyle znaczący wpływ w konserwację orchidei na świecie, że jeden z gatunków odkrytych stosunkowo niedawno w Ameryce Południowej nosi nazwę tego miasta (Stanhopea esteponae). Orchidarium nie jest wielkie, jest ciekawe, a wstęp kosztuje jedyne 3 EUR. W środku znajduje się sztuczny wodospad, który dzisiaj niestety był wyłączony.
Po drodze udało mi się znaleźć dobrze zaopatrzony sklep rowerowy "Radikal Bike", gdzie drogą kupna nabyłem ocieplacze na nogi i przy okazji nauczyłem się jak się je nazywa po hiszpańsku. W sklepie zaimprowizowałem z "calentadores para unas piernas" (ogrzewacze na nogi) i Pan co prawda zrozumiał, ale chodziło dokładnie o "perneras termicas".
Niedaleko sklepu znajduje się budynek Mirador de Carmen de Estepona, zaraz obok kościoła Matki Bożej z Carmen - patronki Estepony. Na szczyt tego wieżowca można za 1 EUR wjechać na dach i obejrzeć panoramę miasta.
Wiele drzew w tym mieście ma tabliczki z nazwiskami sponsorów. Zostały umieszczone chyba jeszcze za starych czasów. Dzisiaj pewnie można sponsorować tylko RODOdendrony (badum-tss!).
Miasto pomimo niskiego sezonu jest pełne życia, szczególnie wieczorem. Są tu dziesiątki knajpek i restauracji, w których lokalesi spędzają mnóstwo czasu wolnego (Netflixa nie mają?). Wszędzie pełno kwiatów, palm i kolorowego oświetlenia. Wygląda to niesamowicie.