Dzisiaj góry parowały na tyle, że nie było ich widać. Odpuściłem więc wjazd na Pico de las Reyes i musiałem opracować plan awaryjny.
Kupiłem szybko bilet autobusowy z Avanzy do Malagi i po półtorej godziny jazdy dotarłem do miasta. Założyłem, że spędzę tam jakieś 4h kupując bilet powrotny i przy pewnym pośpiechu wyrobiłem się z lekkim zapasem.
Malaga jest miaste zdecydowanie większym od Estepony czy Marbelli i do tego pełnym turystów, mimo zimowej pory. Nie chcę wiedzieć jak to wygląda w wysokim sezonie. Po drodze z dworca znalazłem dwie perełki brutalistyczne, czego do tej pory nie zastałem w Hiszpanii. Jedna to dawny budynek poczty, drugi niezydentyfikowany.
Skupiłem się na starym mieście i centrum. Odpuściłem Muzeum Picassa i jeszcze kilka innych i wybrałem się na zwiedzanie dwóch kaszteli - Castel de Gibralfaro i Castel de Alcazaba oraz katedry. Oba zamki oceniam na 6/10. Gibralfaro wymaga długiej wspinaczki, sam w sobie jest dośc nudny i nijaki, ale pozwala obejrzeć panoramę miasta z wysoka. Alcazaba jest położony niżej, ale wewnątrz jest ciekawszy, zazieleniony i pełny arabskich wpływów.
Castel Gibralfaro:
Castel Alcazaba:
Cena za wstęp do obu zamków wynosi w sumie 5,50 EUR, a do katedry 8 EUR. Cena za katedrę jest zdecydowanie uzasadniona. Wnętrze jest przepiękne, szczególnie chór z dziesiątkami rzeźb świętych. Boczne nawy skrywają też kilka perełek, ale większość nie robi takiego wrażenia jak chór.
Wprosiłem się też do dealera Rolexa i Tudora gdzie musiałem przejść "screening" po zadzwonieniu dzwonkiem, żeby mnie wpuszczono (sic!). Udało mi się przymierzyć limitowanego Tudora Pelagos Red Bull Alinghi team z chronografem. Bardzo ciekawy zegarek zrobiony z włókna węglowego. Zdecydowanie lżejszy od mojego Pelagosa z tytanu.
Zjadłem też tapas w postaci 500g surowego łososia w sosie cytrynowym z musztardą dijon. Pyszne, choć liczyłem na coś ciepłego.