Ostatecznie okazuje się, że da się dotrzeć do mitycznej krainy Kuala Lumpur. Po ostrym lądowaniu (lekko się samolocik zachwiał) przejechałem się kolejką lotniskową (fajniejszą i szybszą niż na FRA) i przeszedłem superszybką procedurę imigracyjną (brak wiz). Poszliśmy od razu z jednym Niemcem do biura zagubionego bagażu, gdzie Pan nam kazał i tak czekać na walizki. Po 5 minutach oczekiwania, wróciliśmy i wypełniliśmy druki zagubionego bagażu. Zobaczymy kiedy dotrze. Zaraz po nas przyszło jeszcze 20 osób. Fart.
Po wyjściu z odprawy celnej poszedłem szukać stacji kolejowej, na której miałem wsiąść w pociąg do KL. Niezawodny Kuba jednak pojawił się na lotnisku i odebrał mnie swoim Protowehikułem :). Thanks, mate. O jeździe samochodem zamieszczę osobny wpis, bo będzie co opisywać. Dotarłem do mieszkania, gdzie okazało się, że mam osobną sypialnię z łazienką, no i oczywiście, po raz kolejny, niezawodni Państwo S. zapewnili mi zapasowe ciuchy, szczoteczkę i kosmetyki. Na łóżku natomiast czekała na mnie piękna twórczość Kasi.
Muszę się kimnąć, bo w PL jest teraz środek nocy, a ja poprzedniej spałem jakieś 4 godziny. Oczywiście w samolocie nie udało mi się zasnąć mimo ciężkiego zmęczenia, opaski na oczy i stoperów do uszu. Już taka moja natura.
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
-
O 6.30 wyruszyliśmy z Wrocławia zabierając po drodze kilka osób z Opola (8.00) i z Gliwic (10.00). Około 10.30 dotarliśmydo Woszyc - miejsca...
-
Rano zjedliśmy nawet niezłe śniadanie w hotelu i pojechaliśmy do centrum. Odwiedziliśmy też sklep obok i znaleźliśmy marzenie Pauli. O 9.00 ...
-
Dzień 1 (sobota) W sobotę chwilę po 21.00 wylądowaliśmy na lotnisku w Alicante. Było trochę zamieszania z poszukiwaniem roweru, bo okazało s...