sobota, 31 sierpnia 2013

Koh Phi Phi

Budzik obudził mnie o 3.20 czasu malajskiego. Ogarnąłem się dość szybko, ale po wyjściu z pokoju okazało się, że Kuba z Kasią ciągle siedzą w swojej sypialni. Były tylko dwie możliwości. Założyłem, że zaspali. Zapukałem i na szczęście ich obudziłem, bo budzik mieli nastawiony na dni powszednie. Cholerne smartfony. Pojechaliśmy na lotnisko obsługujące loty lokalne, gdzie security check to jeden wielki żart. Kuba miał w podręcznym 200 ml kremu do opalania i nikt nawet nie jęknął. Ponoć raz przewieźli nawet litr rumu i też nikt nie zwrócił uwagi. Dojście do samolotu trwało dość długo, bo nie ma tam czegoś takiego jak autobus lotniskowy - idzie się pod daszkiem po płycie lotniska. Lot na lotnisko Krabi trwał 1,5h. Zaraz po wylądowaniu załadowaliśmy się do busika, który dowiózł nas do samego Krabi, skąd zabrała nas półciężarówka na prom na Phi Phi. Jechały z nami dwie niemki, ale były tak wystraszone, gdzie je wiozą, że nie wiem jak one sobie radziły do tej pory w Malezji. Po wejściu na prom, obiecaliśmy sobie, że na Phi Phi, zaraz po opuszczeniu pokładu zjemy sobie halibuta, jak porządni polacy w Międzyzdrojach. Okazało się, że halibuta tutaj nie ma i wyspa nie dorasta do pięt bałtyckim kurortom, ale że hotele były już opłacone to zostaliśmy ;). Poniżej kilka fotek, można porównać, np. z Kołobrzegiem. Piękne miasto... ;).
Dzisiaj generalnie łazilismy po Phi Phi i piliśmy piwo. Nic specjalnego. Przez najbliższy czas odpoczywamy, więc wpisy będą krótsze.

S. w busiku do Krabi. Zwróćcie uwagę na seksowne lateksowe pokrowce na fotele:

Kot umiera od upału na Koh Phi Phi:

Kasia cieszy się jak dziecko z fajnych jednorazowych mydełek:

Kołobrzeg górą!

Kuba chciałby wrócić nad Bałtyk:

Widoczek:

Kuba z Kasią mają hotel z basenem, ale mogą przyjmować gości ;):



Prom na Phi Phi:

Phi Phi:

To co nam najlepiej wychodzi:

Przykro mi Kuba:

Wiaderka drinkowe: