piątek, 30 sierpnia 2013

Zwiedzanie, cz. 3

Dzisiejszy dzień to seria niepowodzeń i rozczarowań. Jak tylko dotarłem do centrum to skierowałem się do, ponoć pięknego, Aquariusa - takiego zoo z rybami :). Okazało się, że otwierają go dopiero za godzinę. Podjechałem więc kolejką typu monorail do galerii Times Square. Monorail to w sumie najgorszy sposób transportu po KL. Stacje są w dziwnych miejscach, kolejką strasznie telepie, nie jest zbyt szybka i do tego pociągi są zaniedbane. Najlepsze są KLIA i metro LRT. W każdym razie w galerii Times Square liczyłem na to, że przejadę się rollercoasterem, który znajduje się na 7 poziomie galerii :). Oczywiście okazało się, że otwierają go o 12. Wróciłem więc do Aquariusa. Przeszedłem się po terenie, pooglądałem zwierzaki i wyszedłem troszkę zawiedziony. Wyszło też, że malaje to takie same buraki jak polacy. Wszędzie są znaki, że nie wolno używać fleszy i stukać w szybki akwariów, ale wszyscy i tak mają to gdzieś.
Potem ruszylem do Petrosains. To coś w rodzaju interaktywnego muzeum poświęconemu nauce. Pan przed wejściem przestrzegł mnie, że w środku mogę spędzić od dwóch do trzech godzin, więc najpierw poszedłem coś zjeść. Zamówiłem w końcu klasyczny ramen i małe ośmiorniczki. Ośmiorniczki były niedobre, bo zimne i na słodko, natomiast ramen był świetny: ostry i pełen smaku. Coś jak sto razy lepsza zupka kuksu z prawdziwymi dodatkami nie z proszku. Pozwoliłem sobie zjeść go klasycznie, po japońsku, czyli najpierw jemy pałeczkami kurczaka, jajko i makaron, a potem wypijamy zupę. Paliło jak napalm. Z powrotem do Petrosains. Na początku nawet mi się podobało, ale szczerze mówiąc liczyłem na więcej. Było sporo fajnych doświadczeń, które wykonywało się samemu. Mam kilka filmików, ale nie wrzucam ich na razie, bo net strasznie tu kaprysi. Najfajniejsza była w pełni funkcjonalna mini-koparka, którą można było przerzucać żwir i symulator huraganu (taka budka telefoniczna). Z Petrosains skierowałem się do KL Tower - wielkiej wieży transmisyjnej górującej nad Kuala Lumpur. Kawałek musiałem się przejść, bo z Petronas Towers nic tam nie jeździ. U stóp wieży czekał na mnie darmowy busik jeżdżący do samej wieży. Okazało się, że ten czas, który straciłem na czekanie, aż zbierze odpowiednią liczbę podróżnych mogłem spokojnie poświęcić na wejście na górę, kupienie biletu i jeszcze wjazd windą na wieżę. Przejechał dosłownie 150 metrów. Sama wieża w środku jest zaniedbana. Mnóstwo tam wieśniackich straganów z plastikowym badziewiem. Bilet na najniższy poziom kosztuje 50 PLN, na najwyższy 100 PLN. Cieszę się jednak, że wjechałem tylko na najniższy, bo widok rozczarowywał, a oglądanie widoczków to jedyna rzecz, którą można tam robić. Wyszedłem po 15 minutach. Gdybym przyjechał miesiąc później, to przynajmniej mógłbym skoczyć ze spadochronem :(.
Musiałem już wracać, więc poszedłem na piechotę do najbliższej stacji metra. Po drodze złapał mnie tak intensywny deszcz, że nawet majtki mi zmokły. Pomimo tego, że nie wpadłem w żadną kałużę miałem pełno wody w butach. Nie dałem rady odwiedzić już centrum z rollercoasterem. Jutro wyjeżdżamy na Koh Phi Phi. Pobudka o 4:00 rano :/... Na kolację chńczyk i idziemy spać.

Zupa ziołowa u chińczyka:

Pociąg monorail:

Rollercoaster w galerii:

Z dedykacją dla Joli - wielkie ćmy :):

Ogromna ryba:

Rekinek:

Symulator huraganu:

Wewnątrz Petrosains:

Widok z KL Tower na Petronas Towers:

KL Tower:

Ramen + osmiorniczki: