poniedziałek, 9 września 2013

Singapur

Po zapoznaniu się z ofertą Singapuru w Lonely Planet stwierdziłem, że niewiele rzeczy mnie tam interesuje, do tego miasto jest dość drogie, więc wybrałem wariant zwiedzania instant - w jeden dzień. Na miejscu byłem o 12.30, a wylot był o 21.30. Trochę czasu zajęło mi dotarcie do centrum i znalezienie stanowiska autobusów wycieczkowych. Wysiadłem od razu na pierwszej stacji, żeby zobaczyć Singapur z Singapore Flyer - to taki London Eye, tylko że większy :). Przejażdżka trwała 30 minut i z powrotem do autobusu. 
Singapur jest niezwykle zorganizowanym miastem. Bardzo czystym, dbającym o to, żeby się gdzieś nie zgubić. Jest tu ogromna ilość zieleni. Chwalą się, że chcieli wybudować miasto w ogrodzie. Prawie w ogóle nie ma tu samochodów, bo żeby jeździć autem trzeba mieć worek kasy. Po pierwsze trzeba wziąć udział w licytacji pozwolenia na posiadanie samochodu wydawanego na 10 lat. Ilość pozwoleń jest ograniczona, a w licytacji można zapłacić nawet 60 tys. dolarów. Podatek od wzbogacenia w przypadku samochodu to 100% jego wartości (nowy MX 110,000 PLN + 110,000 PLN ;)). Dodatkowo, za poruszanie się po wszystkich drogach płaci się opłatę drogową ściąganą automatycznie przy przejeżdżaniu przez bramki w całym mieście.
Autobusem przejechałem najdłuższą możliwą trasę po centrum Singapuru i wysiadłem na przedostatniej stacji, żeby zwiedzić kawałek Little India i zjeść tam obiad. Jednak indyjska kuchnia to jest to co uwielbiam. Wybrałem autentycznie wyglądającą jadłodajnię z największą ilością hindusów. Zjadłem kałamarnicę w sosie pieprzowym z czosnkowym nanem. Palce lizać :). Kurczaka oczywiście mieli tylko z kością...
Dałem sobie duży margines na powrót na lotnisko i zaraz po późnym obiedzie skierowałem się w stronę metra. Posłuchałem intuicji i nie wróciłem na stację, na której wysiadłem po przylocie, tylko poszedłem bardziej na wschód. Jak to na wschodzie, trafiłem na chińską dzielnicę :). Szybkie zakupy pamiątkowe i stałem się bogatszy o dwa kolejne tandetne zegarki. Uwielbiam je :).
Na lotnisku Changi byłem 3 godziny przed odlotem, ale sobie je trochę pozwiedzałem. Generalnie to najfajniejsze lotnisko na jakim byłem. Bardzo ładne, zadbane, nie za duże, dobrze oznakowane, z darmowym Internetem oraz gniazdkami z prądem w kilku standardach w tym USB. Rewelacja. W poczekalni przed odlotem były nawet kraniki z wodą pitną. Najciekawsze jednak było to, że na każdym kroku można było ocenić swoje doświadczenia związane z lotniskiem poprzez kliknięcie oceny na tablecie, np. jak oceniam tą konkretną toaletę, albo odprawę paszportową.

Widok z autobusu:

Singapore Flyer:

Paddock na torze F1:

Widok z Flyera:

Jeszcze raz tor F1:

Marina Bay Sands (hotel i najdroższe kasyno świata):

Katedra:

Ogród botaniczny:

Ambasada Rosji:

Orchard Road to ulica galerii handlowych:

Little India z niespodzianką na pierwszym planie :):

Little India Arcade:

Kałamarnica + nany:

Takie coś upolowałem w bocznej uliczce:

Chińska dzielnica:

Zakupy w stylu chińskiej tandety! :):

A tu niespodzianka - jedna ze stacji metra :):

Kawiarnia na lotnisku. Nie chcę wiedzieć skąd ta nazwa:

Skytrain na lotnisku:

Ciekawostka. Już nigdy nie kupię sprzęgła marki Aisin ;):